piątek, 27 września 2002

Dzień na Mazurach


Jeden dzień wakacji spędziłem na Mazurach. Żeby się tam dostać z Łodzi potrzebowałem ok. pięciu, może siedmiu godzin. Tyle samo zajmował powrót, w związku z tym, na samych Mazurach spędziłem może ze cztery, na pewno nie więcej, godziny.
Najpierw Augustów. Stolica tamtego rejonu. Miasto z rynkiem, i kanałem. Tyle zapamiętałem… Jednak najważniejsze jest chyba to, że właśnie tam znajduje się ostatni relikt PRL-owskiego sposobu wypoczywania. Dom Wczasowy Albatros. Z zewnątrz wyglądał wyśmienicie. W ogóle, bez wyrazu. Kwadratowy, typowy. Odrapane ściany, dreniane nieodmalowane okna. I to, co najbardziej rzuca się w oczy. Tandetne napisy. Mnie to zachwyciło. Przez moment można było się poczuć, jak w roku 75, czy gdzieś w tamtych okolicach. Można było wyobraźić sobie ówczesnych wczasowiczów, ich pomysły na spędzanie czasu. Młodzież zmierzającą na dyskotekę, czy lepiej — dancing.
Poza Augustowem odwiedziłem jeszcze Grajewo. Miasteczko, gdzie jest jedno wielkie skrzyżowanie. Domyślam się, że to własnie musi być punkt kontaktowy, że własnie tam musi umawiać się młodzież, i właśnie stamtąd wyrusza pewnie co wieczór na podbój kolejnej nocy.
Do Łodzi wracałem przez Warszawę, do której ostatnio coraz częściej zaglądam. Wberw wszystkim — lubię to miasto. Ale o tym napiszę kiedyś.

Wpis: 8.
 
statystyka
stats