niedziela, 27 października 2002

sen pierwszy


Heh… zdaję sobie sprawę z tego, że sny opisuje się dość dziwnie. Nie da się oddać atmosfery tego, co się czuło śniąc. Nie mówiąc już o tym, że czasem we śnie mogą się zdarzyć sytuacje, których po prostu nie da się opisać. Spróbuję jednak.

Jest słoneczny dzień, raczej popołudnie, niż przedpołudnie. Jestem w Wesołym Miasteczku, w nieokreślonej miejscowości. Wiem, że nie jestem tam sam. Czuję, że jestem tam z nią. Jednak nie widzę jej. Dookoła mnie pełno ludzi. Wszyscy hałaśliwi. Trochę nie mogę się w tym wszystkim odnaleźć. Nie lubię tłumów.
Mam przeczucie, że nie wrócę stamtąd zadowolony, a przyczyną tego niezadowolenia może być ona. Wmawiam sobie, że nie zależy mi na niej jakoś wyjątkowo. W sumie, niedawno się poznaliśmy. Mimo wszystko zaczynam jej szukać. Przedzieram się przez tych wszystkich ludzi. Mijam rozwrzeszczane dzieciaki, panienki. Wreszcie odnajuję ją. Rozmawia z kimś innym.
Podchodzę do niej, obejmuję ją. Ona odwraca się tylko ze zdziwieniem. W tej samej chwili przelatuje nad Lunaparkiem balon, z którego zwisa długa lina. Ona łapie się tej liny. Ja nie mogę jej utrzymać. Ona odlatuje.

Wpis: 17.
 
statystyka
stats